Cześć Dziewczyny!
W sumie mogłam przygotować tydzień w zdjęciach, ale działo się tyle, że nie miałam nawet czasu wyciągać aparatu :) Zamówiłam na szybko suknię, próbujemy usilnie znaleźć życiowe obrączki z dwukolorowego złota, które będzie sensownie i zgrabnie połączone, będzie soczewkowe, będzie się dało rozszerzyć bez problemu, nie będzie super drogie i nie będzie wyglądało jak ucięta rurka. Wygórowane wymagania? :) Apart co prawda daje radę, ale research trwa. Zdecydowaliśmy się zamawiać obrączki wcześniej, dokładnie i parokrotnie pomierzyć palce, ponieważ mnie w lecie puchną palce i miara mogłaby być nie taka jak powinna, a pod koniec września może już nie będzie tak ciepło...?
Ale dziś chciałam czysto subiektywnie napisać słów parę o moich przemyśleniach na temat podróży poślubnych. Poruszam to, bo ostatnio usłyszałam już kolejny raz, że to przestarzałe i kiczowate, albo co lepsze spotkałam się też z określeniem "wieśniackie". I wiecie co? Z mojego małego osobistego przeglądu większość z tych, co tak uważają to zazwyczaj osoby, które stać na coroczne wakacje za granicą i nie jest to dla nich atrakcja...
Ja nie podróżuję wiele, bo zwyczajnie mnie na to nie stać. Nie uważam też, żeby to był wstyd, tym bardziej w chwili, gdzie tak ciężko jest nam młodym znaleźć jakiś punkt zaczepienia, na którym możnaby zarobić na życie. Odwiedziłam w swym życiu Anglię, Czechy, Słowację, Włochy i dwa razy wyjechałam do roboty do Niemiec. Mój Luby podróżował jeszcze mniej. Dotychczas zwiedzane przeze mnie obiekty to głównie miasta. Nie powiem - to wspaniałe zobaczyć architekturę, ulice i klimat miasta, ale nie miało to nic wspólnego z wyjazdem natury "jedziemy się wybyczyć".
Oboje zdecydowaliśmy, że z szaloną radością wyskoczymy gdzieś dalej za granicę, żeby odpocząć, spędzić czas razem z daleka od wszystkich i to będzie rzecz, która ucieszy nas najbardziej. Kryteria? Ustalane indywidualnie, u nas był to drobny kompromis, generalnie założenia mieliśmy te same: ma być ciepło pod koniec września, bezpiecznie, z plażą i wodą, do 4,000zł za parę/tydzień.
1. Parę razy słyszałam żeby szukać ofert first minute albo last minute. Podarowałam sobie stresy związane z szukaniem ofert na ostatnią sekundę, rozglądaliśmy się za jak najwcześniejszymi ofertami.
2. Biorąc pod lupę oferty z takim wielomiesięcznym wyprzedzeniem warto dużo pytać(jeśli tak jak my nie macie o niczym bladego pojęcia:P) Trafiliśmy na panią, która sprawiała wrażenie znudzonej życiem i nie dowiedzieliśmy się niczego. W drugim, mniejszym biurze podróży wszystko od A do Z zostało nam przedstawione i co najważniejsze - oferta którą wybraliśmy ma gwarancję całkowitych zwrotów kosztów w razie jakichkolwiek złych wydarzeń ze strony biura(upadłość, wypadki losowe) jak i dogodne warunki gdyby coś wyskoczyło z naszej strony.
3. Oferty first minute kuszą promocjami. My załapaliśmy się na zniżkę 30% wraz z dodatkiem 40EURO do rozdysponowania na wycieczki na miejscu. No i gratis przewodnik. Pewnie jest wiele innych ofert w trakcie roku.
4. Zamawiając z wyprzedzeniem możemy przebierać w jakim pokoju chcemy mieszkać :P (widok na morze itp.)
5. Od wpłacenia zaliczki mamy pół roku na dozbieranie reszty kwoty. Dla mnie jak najbardziej na plus!
Zostałam parukrotnie uświadamiana, żeby:
a) nie mówić, że jest to podróż poślubna, bo koszty jakoś magicznie wtedy mogą urosnąć
b) wybierać oferty tylko all inclusive - żeby móc się skupić na wszystkim innym a nie żarciu
c) przy wyborze ofert z biura przeglądać też osobno strony hoteli i fora
d) zdecydować, czy zależy nam na super warunkach i pięciu gwiazdkach czy hotel będzie tylko miejscem "do przespania" i zdecydować, czy warto za to płacić, czy przeznaczyć te pieniążki na atrakcje na miejscu
e) podczas oczekiwania przeglądać poradniki co i gdzie można zobaczyć na własną rękę
f) wybierając z wyprzedzeniem decydować się raczej na "pewne" biura podróży i przewoźników
To taka mała wiedza, którą posiadłam, choć wiem że specjaliści w tej dziedzinie pewnie doradziliby mi niejedno. Ale powiem szczerze, że po tylu dylematach i wertowaniu ofert było mi już wszystko jedno, żeby tylko mieć zapłacone i z głowy:) Bardzo nie lubię takiego mętliku, który pojawia się w głowie przy tak dużej ilości różnych możliwości.
Podsumowując - to co młodzi robią z pieniędzmi to ich sprawa i cały ten hejting który się leje w Internecie gdy tylko ktoś mówi o swoich planach, albo zamierzeniach, które w jakimś stopniu odbiegają od normy(albo jeszcze lepiej, gdy się robi coś schematycznie) mnie śmieszy.
Chcesz mieć ślub w plenerze? Rób! Chcesz mieć DJ-a? Miej! Chcesz jechać na wycieczkę? JEDŹ! Nic z naszych osobistych wyborów nie jest ani przestarzałe, ani wieśniackie, jeśli sprawia nam przyjemność. Wieśniackie jest zachowanie ludzi w internecie i obrazek powyżej. (Mała Ola miała niesłychane szczęście przecinać sobie chude paluchy na szkłach)
A Wy co myślicie o wyjazdach?
Buziaki!